Studia.
Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś... innego.
W mojej głowie jawiły się ogromne sale z licznymi siedzeniami schodzącymi w dół aż do nauczycielskiego podestu. Widziałam masę dorosłych ludzi, mnóstwo obowiązków, ciągłe ubóstwo i zdecydowany brak czasu na cokolwiek innego prócz naukę. Oczywiście, wykluczając wieczory, które miały być przejęte przez imprezy.
I nie zaprzeczę, może u kogoś studia wyglądają dokładnie tak samo, ale nie u mnie. Prócz zdecydowanej różnicy mentalnej nie czuję się innym człowiekiem. Żarciki o studentach teraz na pewno lepiej wchodzą. Bez przerwy się spóźniam, albo się nie pojawiam na zajęciach. Teraz jednak mama nie wypisze mi "chorobowego", choćby i miała taką chęć. Zajęcia muszę odrobić, bo inaczej wyląduję bez studiów i to jest całkowicie moja odpowiedzialność. Trochę przerażające.
Nie imprezuję non-stop, może przez to, że wciąż mieszkam z rodzicami. Bardzo lubię moje studenckie zniżki (aquapark za 13 zł/2h!). Często mam momenty zwątpienia i pojawia się ochota rzucenia tego wszystkiego wpizdu. W końcu to moja decyzja! Mogę się poddać kiedy chcę. Wiem jednak, że bez zniżek studenckich byłoby mi ciężko, nie mogę się tak poddać...
Z moim cudownym planem zajęć, które wypadają tylko trzy razy w tygodniu, podjęłam się pracy. W pewnym momencie były to nawet dwie prace, ale zdecydowanie mnie przerosły, prawie wyleciałam ze studiów, a nadrabianie później zaległości nie było takie kolorowe.
Aktualnie wiem co to znaczy być biednym studentem i biesiaduję z lodówki rodziców, raz po raz podkradając alkohol z ich barku.
Na moich studiach nie ma koszmarnej ilości nauki, jednak mój chłopak nieszczęśliwie tego samego powiedzieć nie może. Weterynaria kosztuje go sporo nerwów i czasu z nosem w książkach. Ja mam za to niesamowite ilości tekstów do oddania i ogrom pracy z literaturą.
Przynajmniej mogłam poznać wiele ciekawych ludzi, zainteresowanych tym, co ja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz